Nieco jesienna zrobiła nam się końcówka lutego, w tym roku wyjątkowo mało szczęśliwa dla mnie jeśli chodzi o utrwalanie uroków zimy. Kolejna niedziela szara, pochmurna, nie przypominająca tej radosnej, wesołej zimowej aury ze śniegiem, skrzypiącym mrozem, czy pięknym rześkim powietrzem. Cóż, taki urok....
Z racji tego że to już ostatnia niedziela lutego, większego wyboru nie było jak udać się w końcu na dłuższy (po przerwie) spacer i przynajmniej spróbować, jeśli nie znaleźć coś ciekawego, to przynajmniej zrobić te kilka kilometrów pieszo po zimowej kondycyjnej zapaści.
Co przekuwało uwagę, oczywiście dość dobra przejrzystość powietrza, po kilkunastu dniach mglistych z mgłami i wszędobylskim smogiem. Wspaniale ośnieżona królowa Beskidów czyli Babia Góra, pięknie się prezentowała, choć z pewnością jeszcze piękniejsza byłaby na tle błękitnego nieba.
Stosunkowo dobrze było również widać Tatry, co nie zawsze z okolic Marcówki jest możliwe, próbując utrwalić je na maksymalnej ogniskowej (70-300) niestety jakość zdjęć spada, ale odrobina satysfakcji z pewnością jest, no i pamiątka też pozostaje z lutowego spaceru.
Oczywiście nie może zabraknąć przepięknej kapliczki, która w otoczeniu nagich drzew pokrytych jemiołą również ma swój niepowtarzalny urok.
Marcówka, 26.02.2017