Druga niedziela grudnia uroczyła nas wspaniałą słoneczną pogodą, wiec nawet się nie zastanawiając należało wyruszyć przed siebie, aby łapać może już, kto wie, ostatnie uroki kończącej się jesieni. Jedyny drobny dylemat jest taki - w którą stronę się udać, aby jednocześnie jak najwięcej skorzystać a jednocześnie nie deptać tych samych ścieżek co tydzień i czy dwa tygodnie temu.
Zatem tym razem padło na stronę południową, bo jak sięgam pamięcią nie było mnie tu ładnych parę miesięcy. Jak widać na obrazkach kilku stopniowy poranny mróz zabielił niemal wszystko co mógł, lecz przedpołudniowe promienie słońca krok po kroku, metr po metrze topiły szron zmieniając krajobraz z niemal zimowego na typowy jak na tą porę roku przystało, mglistą, szarą z niewielkimi domieszkami błękitu, brązu i czegoś pomiędzy.
Nie ukrywam że uwielbiam takie spacery, bez pospiechu, bez konkretnego celu, jednocześnie obserwując co w koło, za drzewem czy krzakiem. No bo spacer po takich bezdrożach jak widać co krok usłany jest śladami dzikiej zwierzyny, czy zrytymi znacznymi połaciami łąki. Ale co tam... pogoda znakomita, atmosfera niedzielnego przedpołudnia jeszcze wspanialsza, tak więc trzeba docenić takie chwile bo dni mamy naprawdę krótkie, zaledwie parę godzin jasności, wiec czasu mało i warto je wykorzystać, a słonecznych dni jak mówią prognozy w perspektywie jeszcze mniej...
Zembrzyce, 8.12.2024